Portret artysty z czasów najlepszych …czyli wczesne (i późniejsze) lata 60. Tak, wiem: artysta niekiedy opisywał je inaczej – ale to jednak nieprawda. A precyzyjniej: prawda niecała, nawet mniejsza jej część (żart nr 1). Wyliczmy krótko, bo rok 1963 (weźmy tylko ten z fotografii niżej) – to przecież rok jego wieku chrystusowego, te symbole, liczby, numerologia. Wcześniej było cenne i często przypominane stypendium MKiS do Paryża, inspirujący (acz przedłużony ponad przyzwolenie władzy tutejszej) pobyt – w tym na południu Francji, ta Prowansja, malownicze miasteczka… Do tego inne wyjazdy z kraju, także te mniej warte pamiętania. Wiele wystaw, udział w zbiorowych, w znaczących często miejscach. A wreszcie i jakieś pieniądze za to, co malował… Już go dobrze z tych czasów pamiętam, wcześniej rzadziej się z nami, ze mną kontaktował. A i moja pamięć, wiadomo… Oto człowiek sukcesu – w zgrzebnym, gomułkowskim Peerelu. Jeszcze w tym małym mieszkanku przy ul. Koziej… Ta uliczka: jednak ważny wątek rozwoju, czy raczej ewolucji jego widzenia świata dookolnego. Tak sądzę. (…) Warszawa, dnia ……….1969 r. (…) MAKOWSKI Zbigniew Malarz. Studiował na ASP. (ze względu na adres). (…) zamieszkałym i posiadającym pracownię malarską przy ul. Koziej nr. __ (…)(…) dn. 19.6.1968 r. (…) Po wstępnym opracowaniu przeprowadzić rozmowę z Z. Makowskim mającej na celu ustalenie działalności, kontaktów i ew. związków J.D. ze Szkołą Baletową, rejonem ulicy Koziej i innych punktów na tzw. „trasie” (…). (z materiałów spraw operacyjnych „Zagubiony” oraz „Malarz” i „Plastycy”, sygn. IPN BU 0747/61/1; zachowałem pisownię oryginału – mr m.) W tle dźwięczy jednak, pomrukuje, szepce, buczy i brumi realny Peerel. Choć niekiedy też straszy – czy tylko naciska. Z różną siłą, każdego (nieco) inaczej. No i to: „pracownię” – brzmi dumnie, ale tam, przy Koziej (choć adres: Krakowskie…) było może ze 35 m² wszystkiego. Nawet kuchenka, dwa bodaj palniki – ledwo mieściła się w przedpokoju. No, wanna była, dobrobyt (żart nr 2). Lubiłem się w niej kąpać, na Żoliborzu (IV Kolonia) nie mieliśmy, dopiero na Broniewskiego. Malarz, jego pani Maja, kot Patryk, żółw (chyba bez imienia), książki, obrazy, artefakty… Niekiedy przychodziła babcia, ja bywałem (zwykle) w soboty. Ciasnawo. Już kupuje mnóstwo książek, też dzieła sztuki, głównie ze Wschodu. Teoretycznie Tybet, ale przecież one wtedy przybywały z zaprzyjaźnionej ustrojowo Mongolii: …zakochacie się w tym kraju – mówi towarzysz sekretarz do tow. generała SB w „Rozmowach kontrolowanych”. I wielu zakochanych przywoziło fanty – z placówki i kto wie zresztą skąd… Do 1959 roku ambasador polski w Moskwie był akredytowany również w Ułan Bator, a ambasador mongolski w Moskwie akredytowany również w Warszawie. W 1959 roku otwarto ambasadę polską w Ułan Bator i mongolską w Warszawie. Oto przed nami nieco już spełniony twórca – i jego zdobyty (umiarkowany) dobrobyt: na niedzielne obiady do babci jeździliśmy taksówkami, stać go było. Już niedługo kupi nowe, duże mieszkanie, spory wydatek przecież. Takie okoliczności. Kilka dobrych lat. A niżej mamy pracę z Biennale w São Paulo, to też ten czas (1963 i 1965). Reprodukowaną dzięki uprzejmości dzisiejszych właścicieli zbiorów. Do tego zdjęcie, już z kraju, z Krakowa – co widać z (nadmiernie chyba) precyzyjnego opisu Zbigniewa: miał tę… Napiszmy: cechę. Za to fotograf nieznany.Ot, dwa ślady przeszłości.mr m. praca Zbigniewa Makowskiego wystawiana na Biennale (1963, 1965); własność, foto & copyright: Fundação Bienal de São Paulo Nawigacja wpisu „Został sam…” (1974)Baśnie dzieciństwa