Ja i tow. Putrament, chyba Anegdota (ta z tyłu rysunku) zgrabna, ale czy prawdziwa? Tak, coś było; ale… Właściwie wszystko, krok po kroku trzeba (-by) weryfikować. A bo wydaje mi się ułożona z kawałków, ten z tego czasu, tamten z innego… I z ludzi, odpowiedni – do środka. I z przestrzeni: ta uliczka stąd, plus nazwa tamtej – bo dobrze pasuje do całości. Całości elitarnej, dodajmy: to elity Peerelu. A salon brudnawy był. „DNI OŚWIATY, KSIĄŻKI I PRASY” (Zbigniew) Na kiermaszu / Dniach Książki i Prasy – raz tylko chyba (– 2 razy?) w Al. Ujazdowskich – Byłem z Barbarą i Mirkiem, spotkaliśmy Basię Toeplitz. – czy mogę go trochę ponieść na rękach? – zapytała Basia. I tak, idąc – podeszła do kramu, gdzie urzędował Jerzy Putrament. Zdumiony (– a znał Basię jako siostrę Krzysztofa Teodora –) zapytał: to wasze?! skan z zasobów Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej Zacznijmy, poszukajmy chwilę. To może być rok 1954 i (jeszcze) Aleja Stalina („aleja im. Marszałka Józefa Stalina”) – a nie Aleje Ujazdowskie, podkreślmy. I jest tow. Putrament (nb. prezes Polskiego Związku Szachowego, też). Siedzi w stoisku Ministerstwa Obrony Narodowej. Ja mam, miałbym więc półtora roczku – no: rok i osiem. Mogę być na rękach, choć już ciężko: bardzo zasłużona przed wojną (i wcześniej) dla kraju, dla Warszawy rodzina Toeplitzów – wysoka jednak nie bywała. Ale może. Ale też napisałem wcześniej (2010), bo to już pamiętam – nie mogłem więc mieć półtora roku: – W latach 50. czy 60. to literatura była wentylem, racją ideologiczną ustroju. Coroczne, majowe „Dni książki i prasy”, stoiska w Alejach Ujazdowskich. Sławni ludzie ustroju – też byłem prowadzany za rączkę przez ojca, przedstawiany jako ciekawostka. „A to mój syn z pierwszego małżeństwa…” Tak, rozwody były modne, chyba dobrze widziane i nowoczesne – wśród elit. Jako bunt przeciw regułom wiejsko-katolickiego społeczeństwa. Tak, czytałem mnóstwo. Ale w okolicach szesnastych urodzin, może wcześniej – poczułem niedosyt. mr m. „Obok albo ile procent Babilonu?”, str. 55 (Tak, Zbigniew dostał egzemplarz tej książki i przeczytał tylko – to relacja Mai Łękawy, jego drugiej żony – fragmenty dotyczące jego osoby. Czy akurat ten? Nie wiem.)Tak, to już pamiętam, choć też niewiele: ja, za rączkę (a nie „na rękach”) z tatusiem i jakąś obcą panią… Zauważmy: „z pierwszego małżeństwa…” – znaczy było (czy zapowiadało się) kolejne. Ta pani to jednak nie Maja, zapamiętałbym. Nie ma też (w mym wspomnieniu) obok Barbary, mojej matki, są po rozwodzie (luty 1962) i nie lubią się raczej. A też matka nie ma czasu na rozrywki; z wielu powodów. Nie było jej.Co jeszcze pamiętam? Jestem w środku, stoisko jakiegoś pana, zapewne też towarzysza, sarkazm. To pamiętam dobrze: spore wrażenie: „zwykli” widzowie są przede mną, jestem kimś „ważniejszym”, uczucie dobrze pamiętam… Pycha, cóż.A więc mam minimum cztery lata, pewnie nieco więcej. To czas po 1956 roku, może nawet, może raczej – lata 60. Zresztą zdanie Zbigniewa: …a znał Basię jako siostrę Krzysztofa Teodora… – też odnosi (-łoby) się jednak do lat 60. Popularny później KTT był młodszym bratem (1933-2010) Barbary Toeplitz (1931-2007) i w roku 1954 był znany raczej swym kolegom z ZMP czy nauczycielom w liceum – w 1955 skończy studia – a nie takim rekinom Peerelu jak Putrament. (Choć współpracował już z organem ZMP „Pokolenie”, ale to bliżej połowy lat 50.)Co innego w latach 60. Wtedy był już „kimś” – a Partia stawiała na młodych. Szybka kariera. Od września 1950 szefem ZMP w „Batorym” był Krzysztof Teodor Toeplitz, znany później dziennikarz i felietonista. Mirosław Śmiłowicz: Wspomnienie o Marianie Marzyńskim (2023) To jeszcze troszeczkę podkładu. W czterdziestym ósmym roku, jak zacząłem chodzić do Batorego, to był taki okres wysypu ludzi z lasu. Wobec tego razem ze mną chodzili ci ludzie, którzy wyszli z partyzantki. I oni nie stwarzali kłopotów, tylko to było gdzieś w czterdziestym dziewiątym roku albo w pięćdziesiątym, dwóch takich artystów: Krzysztof Teodor Toeplitz i drugi… Teraz w Stanach Zjednoczonych jest, też udaje dziennikarza. Oni zorganizowali Związek Młodzieży Polskiej. No i ten związek zaczął działać. Wobec tego wykończyli dyrektora [Romana] Beranka, dyrektora Batorego, wyrzucili profesora Pawłowskiego od języka polskiego, człowieka cudownego. (…)Czy pan sobie wtedy zdawał sprawę z tego, że to jest walka polityczna, że usuwa się ludzi, przeciwników politycznych?Nie bardzo, nie bardzo. Nie bardzo widziałem w tym politykę. Za to widziałem jedną rzecz: wstręt do tych dwóch ludzi, do Toeplitza i do… jak on się nazywał… Zaraz sobie przypomnę, jak ten drugi się nazywał. Nie mam nic przeciwko Żydom, ale obydwaj [to byli] Żydzi, którzy bruździli w sposób makabryczny. Makabryczny.(…) Nie skończyłem Batorego. Nie skończyłem Batorego, bo ta atmosfera była nie do wytrzymania… Norbert Komorowski (2013) Oto zasłużone rodziny – i nowe czasy… Rzeka tematów, nie dziś. Wróćmy do najmłodszych: teraz ja. A więc jestem tam, w Alejach (już na powrót, od 1956 r.) Ujazdowskich – i na tyle duży, by coś zapamiętać. A i też może nie było to raz tylko chyba (- 2 razy?)… A jeśli: chyba warto (–by) przemyśleć, dlaczego Zbigniew tak się tu… Ogranicza? Stara się zmniejszyć swój udział w tamtym życiu towarzyskim Peerelu? Zbagatelizować? Jakoś tak. Pamiętajmy: opis rysunku – to już lata 90. może nawet XXI wiek… Inna perspektywa, inne priorytety, inny on. Przemyśleć: ale to nie ja. Nie mam narzędzi. Tak, przypominam sobie. Lecz to nie (tylko) pamięć, ale i intuicje różne, znów. Bowiem chadzaliśmy – ja z nim, pewnie i on sam – na te „Dni…” (nieco więcej o nich, o genezie i okolicznościach innych powstania piszemy w „Festiwalach…”). Chodziłem ze Zbigniewem i na międzynarodowe targi do PKiN (raz czy dwa? :–). I do księgarń różnych. Ale gdybym miał zliczyć… Pamięć: jedna wielka misa sałatki jarzynowej czy czego tam: mielone i bajaderki. Mieszanka firmowa, mixed bag.Zbigniew był uzależniony od książek, wiemy. Nie odpuściłby kiermaszu, odbywającego się (to później) przystanek od mieszkania na ul. Mokotowskiej – czy po drodze do swej matki, ze mną; praktycznie każdą sobotę, niedzielę u babci spędzałem… Spacer z Krakowskiego (to wcześniej) na ul. Szwoleżerów, przez parki lub Agrykolą w dół. A po drodze – kiermasz książki? Nie przystanie? Nie uwierzę. ULICZKA No i to chyba (czy może?) nie jest (choć tak pięknie pasuje!) ul. Teodora Toeplitza, ona już istniała (data nadania nazwy: 1 II 1939; wcześniej ul. Ustronie). Przed II wojną światową ulicą Toeplitza zawracały tramwaje kończące trasę na placu Wilsona. „Warszawikia” Ale obecna uliczka (ok. 100 m) objawiła się niejako dopiero po wybudowaniu mojej szkoły podstawowej (nr 194) tak samo jak następna (licząc od pl. Wilsona) ul. Filarecka – czyli około roku 1959. Poszliśmy do pierwszej klasy i do całkiem nowej szkoły. Wcześniej było tam, z prawej strony ul. Filareckiej a z lewej ul. Toeplitza – patrząc od ul. Krasińskiego – klepisko, to w latach 50. (i lodowisko w zimie). I co tam jeszcze: może ślad po torach tramwaju, zresztą tego samego (linia nr 3, może też 14 i 17), o którym mówił Zbigniew często. Tego, który jechał przez pl. Krasińskich, pod bramą Sądów (od 14 grudnia 1938). Aby usprawnić ruch pomiędzy śródmieściem a nową dzielnicą, zamieszkiwaną już przez około 75 tysięcy mieszkańców, w dwóch etapach zbudowano nową trasę łączącą pl. Wilsona z pl. Krasińskich. „Kartka z warszawskiego kalendarza” A później, wiadomo: koło getta. Inne opowieści. Nieco i w „Państwie Nikt…” – gdzie dziadek „miał budkę z papierosami, ponoć przy pl. Krasińskich…” – pisałem, cytowałem. To rozdział „Karuzela z faktami” (str. 71), gdzie też o osławionych karuzelach: przeszłość połączona wieloma tymi, no… Niciami, węzłami – czym tam. Splątania. Wróćmy na stary Żoliborz. Z lewej (nadal patrząc od ul. Krasińskiego) są – to ul. Filarecka – domy WSM, konkretnie III Kolonia (na tej mieszkał Ignacy Witz i Hanna Puławska i też…) oraz V Kolonia (na tej mieszkali Kobyłeccy i Danuta Dąbrowska i…). Zaś z prawej strony ul. Toeplitza jest podwórko ul. Toeplitza 2 (II Kolonia WSM), wtedy jeszcze bez drzew… To jednak inna architektura niż na rysunku. Nie pasuje mi. A to przecież najbliższe okolice mojej szkoły podstawowej, całe godziny, dnie, miesiące – tam spędzaliśmy. Coś jest nie tak. Choćby ten niby-murek. Osiedla WSM były otaczane siatką, to przestrzenie maksymalnie otwarte. Może to płot? Raczej nie: drewnem (i węglem, jak był) się wtedy paliło w WSM-ie, w mieszkaniach były kuchnie, też w naszym… Deski nie uchowałyby się, jednak. Bo była bieda proszę pani… (A to też cytat; oraz z Janerki. Nieistotne.) Co innego wille po drugiej stronie ul. Krasińskiego. Te miewały murki, spore, solidne ogrodzenia… Jest nieco zdjęć: przedwojennych, powojennych – tej konkretnej Kolonii, wszystko widać, nawet przemknie gdzieś tramwaj (to przed wojną). Można porównywać, jak kto chce, nie wróżę sukcesów.Za to zgadza (-łby) mi się (choć to też tylko intuicja) kąt ulicy, nie z opisu, a z rysunku: ul. Toeplitza to wycinek koła czy elipsy – bo to pl. Wilsona jednak. Nie tak dokładnie pod kątem prostym do ul. Krasińskiego.Jakaś sugestia, kolejna niewiadoma. O niej więc, o uliczce z rysunku: niewiele widać, ale (znów intuicja) mówi mi, że to raczej ul. St. Hozjusza… Czy może ul. Wespazjana Kochowskiego? (Tam, na tej drugiej – sporo murków.) To te same, którymi wracało się do nas z kościoła św. Stanisława Kostki, szło (to ja) do przedszkola. Ale może i nie. Może to miks z uliczek Żoliborza, najprędzej. Taki archetyp ulicy (to żart). APTEKA Ale może apteka nas doprowadzi? Były, o ile mnie pamięć nie zawodzi, dwie: przy pl. Wilsona (a więc jednak nie „za kościołem” – bo po drugiej stronie ul. Krasińskiego; przyjmijmy, że idziemy z domu do placu). Ta jest nadal i jeszcze od czasów przedwojennych, bardzo znana. …u państwa Fabickich była apteka na Żoliborzu, na placu Wilsona… Alina Gliniecka-Błachut ,,Ala” Zaczęło się od tego, że apteka Fabickiego, która miała na zapleczu pomieszczenia magazynowe zasłonięte drewnianymi dębowymi deskami. Na trumnę dla „Daśki” dostałam cztery takie dechy, straszliwie ciężkie, długie. Maria Radomska „Wacka” Wśród ankietowanych najdłużej więziony był Jan Fabicki, farmaceuta i bakteriolog właściciel apteki przy pl. Wilsona 4, aresztowany 18 maja 1943 r. i przetrzymywany na Pawiaku. 6 lipca 1943 r. przewieziony został do Auschwitz, a następnie więziony w obozach Birkenau, Gross Rosen, Hessbruck i Dachau. Anita Chodkowska „Ślady warszawskich farmaceutów w czasie II wojny światowej w zbiorach IPN” I była druga (też jeszcze sprzed wojny), właśnie „za” kościołem: to Felińskiego 37, na rogu ul. Niegolewskiego. Ta by się bardziej zgadzała z opisem, ale była dalej – choć po drodze do przychodni przy ul. Felińskiego. Ale po co się chodzi do apteki: czy nie po leki zapisane w prztchodni? Która to? Głowy nie dam, nawet małego palca. Topografia mitologiczna. BASIA Basia Toeplitz, czyli Barbara Teresa Franciszka Kaczmarek (z d. Toeplitz), urodzona w 1931, zmarła w 2007 roku. Też wiele się nie dowiemy. Studiowali razem ze Zbigniewem, chyba się w niej podkochiwał. Jak w wielu kobietach. Taki był: cóż. A na pewno mu imponowała: panienka z baaardzo dobrego domu: pokolenia, tradycje, kultura… Pasuje. Teodor Toeplitz na spacerze z rodziną i z psem. Od lewej: Teodor Toeplitz, Halina Toeplitz, Eugenia Toeplitz, Barbara Toeplitz (oceniam, że to 1932 rok – źródło: Polona, Biblioteka Narodowa; domena publiczna) Z „Podróży…” a w sumie z listu Zbigniewa do mej matki, tuż po moim urodzeniu (jesień 1952 r.). Baśka Toeplitz została u (Michała) Byliny. Szkoda. Ale może i dobrze. Ona trochę za dużo estetyzowała. mr m. „Podróż do środka mojego ojca…” str. 190 Zycie Warszawy, 4 marca 1958 (nr 54); z zasobów Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej Jednak później była w pracowni Artura Nacht-Samborskiego, u niego pewnie zrobiła dyplom (1957). Jakaś wystawa (1958), malowała jeszcze w 1974, to pewne: jest gdzieś na zdjęciu z pleneru – pewnie to ta pani w okularach, siedzi na schodach… Później jakieś książki, tłumaczenia o sztuce, głównie włoskiej (to ona? nie wiem, raczej tak: rodzina miała liczne i od pokoleń istniejące, trwałe relacje z Italią). Niewiele tego.I tak dalej. Nieważni, ważni kiedyś ludzie. Nieistniejące problemy, anegdoty, które nikogo (poza opowiadającymi) nie bawią. Niezrozumiałe. Hollow Men. Mistah Kurtz – he dead. Oni wszyscy już. ATOMY PRAWDY Dlaczego więc o tym piszę, czemu to rozbieram – na najmniejsze, atomowe („niepodzielne”) cząstki prawdy? Czemu (i co?) próbuję wydobyć… Zawsze z tego samego powodu: bo tyle wokół krąży Prawd wielkich, pięknych, syntetycznych – i tak dobrze zbudowanych. Ale jakoś mnie nie przekonały, dotąd. Poczułem niedosyt. I rozbijam te atomy jak umiem, gdzie potrafię (a niewiele…). A im bardziej w nie walę – tym mniej one mi się wydają materią (konkretem, „faktem”…) – a tym bardziej jakąś falą. „Fala 49”, później „Fala 56”… Kolejne pokolenia. Zmiany, zmiany, zmiany. A tu nagle mamy ciągłość, tak jakby. Narrację. Rysunek z 1989 roku, wg innego (podobno z 1955), anegdotę z nie-wiadomo-kiedy (ale raczej już z XXI wieku) i komentarze, z 1989 też chyba… I wszystko się tak zgrabnie układa, prawda? Dopóki nie zaczniemy czytać – uważniej.Warstwa na warstwie, na niej inna: coś przykrywają? Co? (Jeśli…) Według hipotezy de Broglie’a dualizmu korpuskularno-falowego każdy obiekt materialny może być opisywany na dwa sposoby: jako zbiór cząstek albo jako fala. wikipedia: Fale materii Tak samo i przeszłość (mniemam naiwnie). Zbiór faktów – lub fala poglądów, na przemian (i razem). Dziś mam takie, jutro… „Osobiście oceniam system jego pracy jak następuje: KTT dobrze wie, że na każdym temacie zna się w Polsce najwyżej 5-10 procent obywateli, to znaczy 90-95 procent w tym zakresie wykształcenia nie ma. Jeśli więc KTT napisze o psach, o morzu, o rakietach, o wojnie atomowej, o pierzu, o znaczkach pocztowych, o biurokracji, o filmie, to śmieje się z niego GARŚĆ fachowców w każdej dziedzinie, a podziwia go 90-95 procent czytelników nie znających się na tym wszystkim i przyjmujących tylko do wiadomości, że KTT pisze o WSZYSTKIM I WSZĘDZIE, a więc dobrze się zna i »jest dobrze widziany«. Toteż bezczelność jego rośnie”. IPN BU 001043/2656, k. 92, doniesienie agenturalne źródła „Maszyna”, 16 I 1961. Według dokumentacji wytworzonej przez MSW pod kryptonimem „Maszyna” krył się Leon Bukowiecki (1916–2005), dziennikarz i krytyk filmowy. Andrzej Chojnowski „Krzysztof Teodor Toeplitz w marcu 1968 r.” (2013) O, tak: być wśród tych pięciu procent… Ale kto wystawia legitymacje?…Ale zostaje i sam rysunek, znakomity zresztą. Taki: „puszczony” – swobodniej, luźniej robiony. Tego, sądzę niegodny, niekiedy Zbigniewowi brakowało. Na szczęście mamy ową swobodę coraz częściej w późniejszych (głównie jednak) rysunkach, gwaszach, akwarelach: tę młodzieńczą łatwość, odwagę nawet. Schodzi z profesorskiej katedry – i po prostu maluje. Niekiedy. Za rzadko (sądzę niegodny).I tak to zapamiętajmy, całą głęboką przeszłość zostawiając archiwistom i innym preparatorom. (Czyli mnie.)Dzieło jako dzieło. Tylko tyle i aż.mr m. Nawigacja wpisu Książki: przeszłość jako plastelinaNierealizm w Stodole (1960)