Nierealizm w Stodole (1960) Miałem z tym poczekać do 9 maja czyli do otwarcia wystawy „Surrealizm. Inne mity” – bo podobno nawet i o pracach tatusia sobie przypomniano, planując ją: sukces… (To sarkazm.) Ale co tam. Ktoś poprosił: daję. Niżej w galerii szkice, raczej pierwsze (o ile pamiętam realizację; a coś jednak pamiętam) scenografii i kostiumów do „Albumu Chagalla czyli jak samochód przestraszył się konia”, spektaklu wystawianego w warszawskim klubie Stodoła. (Stąd i wersje do ew. sztrajfy Stodoły, chyba było ich więcej? Coś mi się przypomina, może błądzę.) A gdyby ktoś nie poszukał informacji z linku: premiera to 21 kwietnia 1960, przypominam. Ale zacznijmy od końca, od środka w sumie (+ szybko skończymy, bo, jak mawiał (za kimś1) Frank Zappa: pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze – tak samo o obrazkach przecież). Zbigniew, w którejś swej książce rysowanej („Dzieło sztuki jako pamiętnik”) pisze (z tą jego naturalną skromnością, to sarkazm), iż nie jechał do Paryża (1962) „jako czeladnik”. Cytuję z pamięci, ale to prawda: miał trzydzieści dwa lata, jakieś już dokonania, przemyślenia, wyobrażenia o sobie, o sztuce. To widać nawet i w tych rysunkach, szkicykach na marnym papierze: popularny wtedy blok rysunkowy szkolny. Ale widać też, sądzę… Dobrze: nie ja tu jestem od oceniania – a Wy. Ja zaś powinienem wyrysować z pamięci dziecka ośmio (i pół) letniego – jak ten samochód ostateczny wyglądał w realizacji; bo był sporo inny, o wiele bardziej imponujący, interesujący – i odważny, jakoś. (Albo poczekajmy, może znajdą się zdjęcia, będę zwolniony z obowiązku.)Surrealistyczny konstruktywizm2 – o ile takie zwierzę istnieje (to żart). Może kiedyś zrobię. (Na 9 maja? „Dzień zwycięstwa”? Byłoby zabawne, może. Albo i nie.) Gdy zobaczyłem ten jego samochód: sześcian: klatkę z prętów na kołach – i tylko blaszana trąbka z gumowym miechem – też oniemiałem. mr m. „Obok albo ile procent Babilonu?” (2010) Wspominałem o tym spektaklu i w „Obok…” (str. 53-54) i nieco też o okolicznościach, klimatach ówczesnych, o tamtych panach tekściarzach… A też w naszym z Konradem Wojciechowskim „Końcu festiwali albo kolorowej prywatyzacji” (2021). Sporo o nich w całej, w obu zresztą książkach – ale najwięcej chyba (to „Festiwale…”) w rozdziale „Biała plama, drażliwy krzyż”, to str. 407-415), można poszukać. Życiorysy… No, interesujące, tak wypada napisać. I starczy. A spektakl? Projekty? Niewiele więcej mogę dodać, niewiele jest też w sieci, prawie nic. Kogo dziś obchodzi jak tamten przaśny ustrój przypinał sobie drobne kwiatki studenckiej kultury „wyższej” do powszechnego i niezbyt czystego waciaka oraz gumofilców. Pacyfikując jednocześnie pigułkami kultury (zbyt jeszcze: 1956…) zbuntowanych młodych – i zamykając ich w bezpiecznej, ściśle kontrolowanej przestrzeni zadymionych klubów. Jazz, awangarda i malarstwo abstrakcyjne jako opium dla. Nie, nie dla ludu przecież, to oczywiste. (Nie tylko u nas.) The secrecy with which the CIA pursued Abstract Expressionism was not only integral to successfully fooling the Soviet Union but also to keeping any associated artists in the dark. Jennifer Dasal „ArtCurious: Stories of the Unexpected, Slightly Odd, and Strangely Wonderful in Art History” (2020) Pamiętajmy też, iż (ewentualny) nadrealizm, surrealizm czy jak go zwać (nie lubię definicji) – jeszcze bardzo brzydko pachniał wtedy tym sowiecko-naszym zarządcom, władcom czy raczej właścicielom Peerelu. Woniał (użyjmy terminu prasłowiańskiego, prawie rusycyzmu, to żart) Zachodem, wypaczeniami, trockizmem nawet. Przypadek André Bretona i Meksyk (1938), pamiętamy? Nie? Tylko niektórzy? Szkoda. Rok 1969 jest strukturalnie powiązany z latami 1944–1948. Od niego zaczyna się inna historia surrealizmu. To pierwszy moment, gdy w powojennej historii intelektualnej możliwe było krytyczne spojrzenie na surrealizm oderwane od propagandowego powiązania go z trockizmem. Dorota Jarecka „Sztuka i lewica komunistyczna (w Polsce) 1944-1948: surrealizm, realizm, marksizm” (2021) „Album Chagalla…” Spektakl, cytowałem, ponoć nie był wielkim sukcesem, cóż. Zostały plakaty (z tych spektakli, z koncertów jazzowych), które teraz „sprzedają się” na aukcjach internetowych całkiem nieźle. Ot, ładny egzemplarz modnej sztuki z lat 60. (przyjmijmy, przybliżmy…), tak dobrze wygląda ona dziś w prawie pustych, schludnych salonach nowoczesnych apartamentowców: obrazy za drogie, ale plakat w sam raz. No i nie z marketu budowlanego on, zaleta: prawie oryginał.Realizm w salonach.mr m. Przypisy (dwa):1 – Filip Łobodziński pisze mi, iż:(…) powiedzenie jest dużo starsze, skoro już w 1918 roku w amerykańskim dwutygodniku „The New Republic” w artykule The Unseen World, podpisanym przez H.K.M., pojawiło się w nieco innej, ale nie mniej dobitnie perswazyjnej formie: „Ściśle rzecz ujmując, pisanie o muzyce jest równie nielogiczne, co śpiewanie o ekonomii”.I to jest lepsze sformuowanie.2 – jest, dziś jest wszystko: w makijażu, co za czasy…m. Nawigacja wpisu Ja i tow. Putrament, chybaCiekawostka pedagogiczna (1960)