Gruba tektura

Tkwię tu, nieustająco, w okolicach roku 1956, ważnego – o czym się miałem dowiedzieć później – i dla mnie. Trochę z konieczności: nie obserwuję tego, co robi dziś.

Jest 19 kwietnia 2015. (…)Mój ojciec krzyczy na mnie po raz kolejny w życiu. Pięć minut
wizyty. Reaguje irytacją, nawet agresją („zrzucę cię ze schodów…”) na – zdaje mi się – samą mą obecność. Podobnie, jak Barbara, gdy była świadoma. Jakby chciał, oni oboje, aby ich umysły przywoływały (pamiętacie Różewicza¹?) tylko te wspomnienia, które lubią. Które ich nie bolą.
A ja jestem przeszłością.
Państwo Nikt…” str. 376


Ale: nie tylko. Ta połowa lat 50., w prawo, w lewo… Dziś sądzę, niefachowo i bez wielkich podstaw, że był to okres, który na długie lata „ułożył” tak zwane sztuki plastyczne (co za idiotyczny termin!), a przynajmniej malarstwo w Polsce, w Peerelu na pewno. Również towarzysko. Znajomości, relacje, układy: realia ustroju.
To młodzi z przed- i nieco tylko powojennego pokolenia – niektórzy piszą o „Silent Generation”. Są podobieństwa: to chyba pierwsze pokolenia tak mocno dotknięte skutkami globalizacji: Wielki kryzys 1929 roku. Są i różnice: II Wojna wyglądała jednak inaczej, w Europie.
Roczniki z lat 1920-40, nieliczne, mocno zwykle doświadczone… W połowie lat 50. mieli 30 lat, mniej więcej.
Najlepszy czas, by dorosnąć.

Towarzysko – i trochę zawodowo: pół etatu w „Jazzie”, prawie 30 lat. Czas na stabilizację. A tu listopad 1980, Peerel, szaro i brak perspektyw.
Obok…” str. 211


No i dorośli. Nie ma czasu tego rozwijać, może (ile razy to już pisałem, ile…) kiedyś. Oto rysunek, szkic ledwo, na papierze zeszytowym. Ale musiał być dla Zbigniewa (?) ważny, sądzę: w zbiorze rysunków z tapczanu Barbary znalazłem go podklejonego na grubej, solidnej, introligatorskiej tekturze.
Skąd znak zapytania? Bowiem może to nie on go podkleił, a Barbara, później. A jeśli: dlaczego? To nie ona – a raczej jakaś jej konkurentka.
Nie dojdziemy.

Natomiast nieustająco mnie zadziwia – dostrzegam takich przykładów, wątków czy motywów coraz więcej – jak bardzo jego prace z tamtego okresu przypominają (mi?) te z lat 90. i te współczesne, na przykład rysunki w „książkach”. (Przykład pierwszy z brzegu; w głowie, w oczach mam lepsze, lecz nie mam reprodukcji.) Kobiety idealizowane, upraszczane do kresek, bryły jak rzeźby… „Anima” – lubi ten termin, z upodobaniem czytał (później) C.G. Junga.
Kobiety smutne. I nieco nieżywe.
Tak.

A kim jest, była ta dziewczyna? Nie wiem – i może lepiej.
mr m.


¹ (cyt.) – To niemal kwestia fizjologiczna. Jakby mózg nie chciał, by żaden utwór zamieszkał w nim na stałe – wyjaśniał Różewicz w archiwalnej rozmowie. (kon. cyt.)